11 dni bez mięsa i co dalej?
A więc stało się. Tak jak wspominałam, postanowiłam sobie, że ograniczę jedzenie mięsa. Szczerze? Nie wierzyłam, że przestanę je jeść, stąd pomysł na zredukowanie ilości mięsa w diecie. Bardzo lubię schabowe i gołąbki, więc rezygnacja z ich spożycia, albo zastąpienie sojowym odpowiednikiem nie mieściły mi się w głowie.
Dlaczego ograniczyłam/zrezygnowałam z jedzenia mięsa i wędlin?
Podobno 90% osób, które przeszło na wegetarianizm, zrobiło to ze względów etycznych, czyli ze względu na cierpienie zwierząt, ekologię, wpływ spożycia mięsa na atmosferę itd. Ja należę do pozostałych 10% procent. Nie ma jednego konkretnego powodu. To raczej złożone pobudki. Byłam ciekawa też czy dam radę i jak to będzie wyglądało. Jak będzie wyglądała moja dieta? Jak się będę czuła?
Grupa krwi a (nie) jedzenie mięsa
Kiedyś przeczytałam, że osoby z moją grupą krwi (Rh+A) nie powinny jeść mięsa, ale również innych produktów (np. masła lub pomidorów). Nigdy nie brałam tego na serio. Tym bardziej gotując dla siebie i rodziny można zwariować od rodzajów diet dla każdej grupy krwi. Co prawda książka bierze i to pod uwagę (są przykładowe przepisy), ale mimo wszystko taki podział do mnie nie przemawiał.
Ciekawość
Dużo teraz słyszę i czytam o diecie wegan, ale dla mnie póki co jest to ekstremum (oprócz mięsa i ryb wyklucza spożycie jaj, mleka, serów, a nawet miodu). Nie wiem czy dałabym radę bez jogurtów i ulubionych serów… Porzucenie mięsa wydaje mi się na dzień dzisiejszy wystarczająco poważnym krokiem.
Wstręt
Od kilku lat czuję niechęć do spożywania przemysłowych kurczaków. Filety, udka, skrzydełka – na samą myśl o nich coś zniechęcało mnie do zakupu. Jadłam, ale kupowałam coraz rzadziej. Na stole częściej pojawiał się indyk, chociaż również bez entuzjazmu. W pewnym momencie przestałam kupować drób.
Domowy rosół gotowałam tylko na wiejskiej kurze. A to dlatego, że kiedyś przyrządziłam go na kupnych korpusach i był niezjadliwy. Tamta przygoda skutecznie odrzuciła mnie od sklepowych kurczaków. Do pozostałych gatunków mięsa nie czułam odrazy, ale i nie żałuję ich smaku. Dieta bez mięsa może być równie smaczna.
11 dni bez mięsa. Moje spostrzeżenia:
1. Jem bardziej różnorodnie. Już wykluczenie jednego składnika sprawiło, że zaczęłam bardziej kombinować w kuchni. W mojej diecie pojawiło się dużo więcej fasoli, soczewicy, jaj i kasz (te i tak często jadłam).
2. Więcej warzyw. Kiedyś na kolacją jadłam pieczywo z wędliną. Dziś prawie codziennie są to sałatki ze świeżych warzyw i orzechów lub koktajle z owoców.
3. Włączyłam do diety koktajle. Wystarczy duży jogurt, banan, kilka mrożonych owoców, otręby, błonnik, siemię i jestem najedzona.
4. Ubytek nagromadzonej wody w organizmie. Po kilku dniach zauważyłam minimalny spadek na wadze (0,5-do 1 kg). Zauważyłam też, że jestem jakby mniej „napęczniała”.
5. Nie czułam się słaba, ani głodna. Brak mięsa nie sprawił, że czułam się gorzej. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie, czuję się teraz bardzo dobrze.
6. Wydatki na jedzenie nie wzrosły. Ceny mięsa nie są ekstremalnie wysokie, gorzej z wędlinami (zawsze kupowałam wędliny lepszej jakości), ale i te można robić samemu (moja szynka), więc będzie taniej. Może się wydawać, że rezygnując z mięsa musimy pogodzić się z większymi wydatkami na jedzenie. W moim przypadku nie jest to prawdą. Zaczęłam kupować warzywa i więcej nabiału, a wydatki pozostały na niezmienionym poziomie.
7. Wzięłam pod lupę moją dietę. Bardziej zastanawiam się nad tym co jem. W tej kwestii mam jeszcze dużo do zrobienia, ale wiem, że już wiele udało mi się poprawić. Pisząc o tym wszystkim publicznie, trudniej o oszustwo. Chcę być autentyczna nie tylko dla Was – moich czytelników, ale również wobec siebie.
12-go i 13-go dnia zjadłam mięso…
Jacek zrobił domową pizzę, która jest jego specjalnością. Tym razem były dwie wersje, jedna wegetariańska, druga z boczkiem. Moje pierwsze spostrzeżenie w trakcie jedzenia było następujące: „mięso jest strasznie słone”. Pomyślałam, że może taki kawałek się trafił, ale jednak nie. Jeszcze tego samego dnia jadłam zupę z mięsem, która również była dla mnie strasznie słona.
Następnego dnia: zatrzymana woda w organizmie +1 kg.
Ten słony smak to powód numer jeden, dla którego nie chciałabym zjeść więcej. Może to tylko subiektywne odczucie i nie mam racji, ale za każdym razem gdy spróbuję mięsa w różnych postaciach, to wydaje mi się, że jest zdecydowanie za słone.
Co będzie dalej?
Efekty chwilowej przerwy w nowej diecie były dla mnie zaskakujące. Moje złe samopoczucie było dla mnie sygnałem, że ograniczenie mięsa w moim przypadku, to dobry kierunek.
Żyjemy w czasach nadmiaru żywności, a skoro tak, dobrze narzucić sobie ograniczenia (mam ich więcej, ale o tym szerzej w kolejnych postach). Hodowlane mięso zamieniłam na strączki, nabiał, orzechy i miód. Dobrze się czuję, nie jestem głodna, nie zatrzymuję wody w organizmie.
Każdego ranka budzę się w dobrym nastroju, pełna energii i gotowa na to co przyniesie kolejny dzień.
A co Wy sądzicie o tych wszystkich dietach wegetariańskich, wegańskich itp.? To tylko fanaberia, czy rzeczywiście taka dieta może pozytywnie wpłynąć na jakość życia?
Taka dieta jest super :) sama jestem na etapie ograniczania mięsa i jak przyjdzie dzień, że zrobię coś mięsnego na obiad to po prostu mi mięso nie smakuje.
Dieta bez mięska to nie dla mnie. Ale gratuluję wytrwałości,